Workcamp zamiast kursu językowego

workcampObozy językowe są koszmarnie drogie, a przy tym nie zawsze dają efekt proporcjonalny do czasu i wkładu finansowego. Jeżeli jesteś milionerem, oczywiście możesz pojechać po prostu na zagraniczny kurs językowy. Jeżeli jednak twój portfel nie pęka w szwach, a ty chcesz podszlifować język, a do tego masz ochotę wziąć udział w projekcie, który ma na celu niesienie pomocy innym, pojedź latem na workcamp.

Nie tłumacz słowa workcamp dosłownie, bo wyjdzie ci obóz pracy, a takie kojarzą się nam raczej z Drugą Wojną Światową. Cóż, owa Wojna ma z workcampami tyle wspólnego, że leży u podstaw ich organizowania. Ich motto bowiem brzmi: lepiej razem pracować niż walczyć przeciwko sobie.

Workcamp to specyficzny typ letniego obozu. Uczestnik sam przyjeżdża na miejsce projektu, w którym bierze udział zwykle kilkanaście osób z różnych krajów. Językiem „urzędowym” jest zazwyczaj angielski, ewentualnie język kraju, w którym projekt się odbywa. A do tego uczestnicy pochodzą z kilku różnych krajów, więc możliwości rozwijania umiejętności językowych zazwyczaj są ogromne. Obóz trwa dwa lub trzy tygodnie, są też wersje kilkumiesięczne.

Przez kilka godzin dziennie uczestnicy pod wodzą osób odpowiedzialnych po stronie organizatora wykonują powierzone im zadania. Zwykle nie wymagają one żadnych kwalifikacji, aczkolwiek zdarza się możliwość wykazania się swoimi talentami.

Dwie osoby z obozu gotują dla reszty. Czasami stawia się na prezentację dań z krajów, z których pochodzą uczestnicy, czasami robi się losowanie międzynarodowych par do gotowania na każdy dzień, z czego wychodzą bardzo interesujące doświadczenia i posiłki.

Pieniądze na jedzenie oraz inne obozowe przyjemności, np. bilety na weekendowe wycieczki, pochodzą od organizatora w stałej stawce. Dysponuje mini lider obozu, ale de facto są one własnością wszystkich uczestników.

Lider to osoba, która zna miejsce projektu i lokalny język. Służy pomocą w kontaktach i ewentualnych kłopotach (np. szuka lekarza). Jednak jest on tez zwykłym uczestnikiem obozu – nie wychowawcą kolonijnym. Gotuje, sprząta, pracuje z grupą. Każdy uczestnik jest sam odpowiedzialny za swoje zachowanie i jego ewentualne skutki, nikt nie podlega niczyjej kontroli w zakresie innym niż wykonanie zadań z projektu.

Językowy i kulturowy misz-masz na tle pracy na rzecz projektu to niezmiernie ciekawe doświadczenie, które gorąco polecam każdemu, komu udało się już skończyć szesnaście lat. Więcej informacji można znaleźć na stronie workcamps.pl.